Szybkie zagrzanie wody na wyprawie jest często sprawą kluczową.
Dominują wszelakie rozwiązania oparte o propan butan, a to w formie kuchenek na kartridże a to w formie większych kuchenek montowanych na butle z gazem lub łączone z nimi gumowym wężem. Te rozwiązania jednak pominę, ponieważ kupiliśmy samochodowy czajnik Waeco – w wersji 12V. Krótko opiszę co i jak.
W skrócie: zanim to urządzenie zagotuje wodę, przeczytacie cały ten blog ze 2 razy (wszystkie artykuły, nie tylko ten 🙂 Czajnik działa, tzn. grzeje wodę, ale czas trwania tej operacji jest nie do zaakceptowania. My kupiliśmy go dlatego, żeby awaryjnie w nocy zrobić małemu dziecku mleko – do tego niestety ten wynalazek również się nie nadaje. Grzeje 100 ml wody 9-10 minut! Nagrzanie szklanki to już minut 25. Pobór mocy przy tym jest duży, co akurat jest zrozumiałe, z tym, że sporo oryginalnych instalacji samochodowych może nie dać sobie z takim poborem rady i będą paliły się bezpieczniki. Konstrukcja czajnika nie budzi zastrzeżeń – jest solidny i nie uległ uszkodzeniu podczas dwumiesięcznego wyjazdu. Moim zdaniem jednak do off-roadu się nie przyda. Być może zaprojektowano to urządzenie do stosowania np. w kamperach, gdzie zamocowany na stałe (jest taka możliwość, można przykręcić podstawę np do blatu) gotuje wodę na dwie kawy przez godzinę przed planowanym postojem.
Nasza końcowa ocena: zupełnie nieprzydatny.