Na każdej dłuższej wyprawie, z biegiem czasu narasta, dosłownie, problem brudnych ubrań. Coraz więcej rzeczy nie jedzie już poukładane w torbie czy skrzyni, tylko walnięte w worki z brudami, walające się po bagażniku (przynajmniej u nas tak to wygląda). Co tu się oszukiwać – pranie na wyprawie off-roadowej to problem. Jeśli jedziemy gdzieś, gdzie wody jest pod dostatkiem, problemem jest nasze lenistwo, ale jeżeli jedziemy np do Afryki, do lenistwa dochodzi brak powszechnego dostępu do wody.
Chciałbym w tym wpisie przypomnieć stary patent Tonego Halika, który 40 lat temu w swoim Defenderze montował na dachu… wielką konserwę. Pakujemy tam brudne ciuchy, sypiemy proszek, lejemy wodę i… jedziemy. Po dojechaniu na miejsce płuczemy rzeczy (albo jeszcze po drodze zmieniamy wodę na czystą ze 3x (o ile mamy tyle) – potem suszenie i już. Oczywiście ciężko teraz o konserwy tej wielkości. Można więc użyć – beczki z plastiku, z zakrętką. Trzeba tylko wymyślić mocowanie na samochodzie lub od biedy po prostu trzymać ją w bagażniku. (Dla jasności – to zupełna bzdura i w ogóle nie działa – testowaliśmy kilka razy, natomiast medialnie – majstersztyk :-D)